Od Lilii do Marcela

0 | Skomentuj
   Leżałam na trawie w miejscu, gdzie zwykle ludzie przychodzili ze swoimi pupilami, by albo odpocząć, albo się pobawić, albo jeszcze potrenować. Było to miejsce w moim ulubionym Królestwie, zwanym Imperium Natury. Ogromna sala mieszcząca w sobie duże jezioro, pustynię, las deszczowy, sawannę oraz wiele innych środowisk dla stworzeń. Właśnie leżałam obok sawanny i przyglądałam się, jak jakiś mężczyzna trenuje swoją zebrę. Było to dla mnie niesamowite, że teraz można było mieć każde zwierzę, z całego świata w domu i nie bać się, że coś mu się stanie, albo że stworzenie zrobi komuś krzywdę.
   Wyszukiwałam błękitnych motyli, które beztrosko zostały dodane do tej sali, by dać temu miejscu urok. Przyznam, że bardzo mi się to spodobało, gdyż bardzo kocham te owady.
   Wyczekałam momentu, w którym jeden z motyli przyleciał blisko mnie i trach, złapałam go. Trzepotał kilka razy w moich zamkniętych dłoniach dopóki się nie uspokoił. Otworzyłam dłonie i podziwiałam, jak duży, błękitny Morpho Menelaus otwiera i zamyka skrzydła. Uśmiechnęłam się szeroko i przybliżyłam go do oczu, ale wtedy odleciał. A zamiast niego spojrzałam na wysokiego, silnego mężczyznę o blond włosach na ogromnym skorpionie.
   Mężczyzna wydawał się bardzo poważny, bez uczuć i odpowiedzialny. Typowy generał, nawet jego strój o tym świadczył. Ubrany był w zielony, żołnierski strój z pasem i wojskowymi, czarnymi butami, a na jego dłoniach spoczywały czarne skórzane rękawiczki. Zatrzymał swojego wierzchowca, który kilka razy uszczypnął powietrze ogromnymi szczypcami, a następnie skoczył przed niego, głaszcząc jedną ze szczypiec.
   Po prostu aż korciło, żeby go obserwować. Miał mleczno-niebieskie oczy, włosy w kolorze blondu, był dobrze zbudowany i wysoki. A także jego twarz była jak kamień - nie znająca litości, uczuć, oraz strachu.
  Wpatrywałam się w niego tak długo, aż w końcu mnie wyczuł. Spojrzał na mnie, a ja chyba dostałam rumieńców. Co on mógł o mnie pomyśleć... Ale chyba coś zamierzał, bo jego skorpion się ruszył. Tylko co?

  

Od Dominici CD Marshalla

0 | Skomentuj
Kilka razy postukałam paznokciami w stół i oparłam głowę na dłoń. Popatrzyłam, jak jedno z urządzeń restauracyjnych zbiera brudne naczynia i poprawia niektóre z obrusów.
– Czemu nie – odparłam.
Kiedy to ja ostatni raz widziałam księżną Violettę albo księcia Hana? Bardzo dawno, gdy byłam jeszcze bachorem. Urządzili wtedy spotkanie, można było się z nimi zobaczyć na żywo i porozmawiać. Byłam wtedy naprawdę zafascynowana tamtym wydarzeniem, ale ledwo co z tego pamiętam. Czemu by nie pójść jeszcze raz?
– Super. To co, idziemy? – zapytał Marshall, wstając od stołu i promiennie się uśmiechając. – Droga nam dużo nie zajmie.
– Git majonez, idziemy – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.
Wyszliśmy z restauracji, płacąc oczywiście i skierowaliśmy się w wyznaczone miejsce.
Po drodze zastanawiałam się nad najróżniejszymi rzeczami, na przykład zadawałam sobie pytania typu: Skoro jest, a nie ma, to jest, czy nie ma? Jakoś tak na początku myślałam, żeby zadać kilka z nich Marshallowi, ale uznałam, że zrobię to kiedy indziej. Heh, aż mi się przypomniało, jak kiedyś zadawałam pytania rodzicom. Zwykle ich to denerwowało, bo nie wiedzieli, jak odpowiedzieć, ale i tak później się z tego śmialiśmy. Tak... lecz nie obyło się bez ,,Skąd to pytanie". A z głowy, z internetu... było dużo możliwości. Często też opowiadałam suchary, kawały, śmieszne historie i takie tam. Podobno czasem to było denerwujące, no ale co ja poradzę? Od zawsze też byłam bardzo ciekawska. Musiałam dużo wiedzieć. Przeglądałam różne encyklopedie internetowe, naukowe teksty i artykułu, czytałam ciekawostki. Potem się chwaliłam wszystkim wiedzą, heh.
– A ty co nam się tu tak zamyśliłaś, hm? – zapytał Marshall, który wyglądał na rozbawionego.
– A tak jakoś myślałam nad różnymi rzeczami. Wiesz, dziura ozonowa i te sprawy – machnęłam ręką.
– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale już jesteśmy.
<Marshall? U mnie większy brak weny.>

Marcel Raphael Perdu

0 | Skomentuj

Imię: Marcel Raphael 
Nazwisko: Perdu
Moc: Bliżej nieokreślona. Wiadomo że eliminuje działanie mocy indywidualnych innych istot w obrębie Marcela, ale jedynie kiedy świadomie jej używa(nie działa podczas snu, omdlenia itp).
Wiek: 29 lat
Cytat: "Nie ważne jak wygrasz, ważne że wygrasz", "Cel uświęca środki".
Pseudonim: Czarna owca
Królestwo: Królestwo Mroku
Płeć: Mężczyzna
Charakter: Nieufny, ostrożny i samotnik. Stroni od ludzi uważając iż odbierają mu oni energię w sensie pozytywnych emocji. Jego stosunek do ludzi jest jednak pozytywny. Jak sam twierdzi jest dumny ze swojej rasy. "Lubi gatunek ale nie jednostki". Kontakt z ludźmi ogranicza do minimum i zachowuje się przy nich nienaturalnie. Nie potrafi żartować i niemal zawsze ma kamienną twarz w towarzystwie. Podobno powodem dla którego trenował sztukę walki i siłę fizyczną było to, by ludzie nie zbliżali się do niego. Jest również bardzo brutalny, ma silne i nie zawsze racjonalne poczucie sprawiedliwości. Nie jest typem ryzykanta. Przed każdym wyzwaniem przygotowuje się a w razie zbyt dużego ryzyka rezygnuje. Ma silnie rozbudowane życie duchowe. Wyznaje "religię przodków" i interpretuje ją na swój własny sposób. Nieskutecznie stara się łączyć nauki Jezusa z Buddyjskimi normami. Szanuje zwierzęta i czuje się przy nich dobrze jednocześnie odczuwając nad nimi wyższość. 
Historia: Urodził się w rodzinie robotniczej. Chodził do szkoły zawodowej gdzie uczył się rzemiosła. W wieku 14 lat do jego miasta przyszedł wędrowny mędrzec który ukazując mu zapomniane religie przeszłości odmienił jego życie. 3 lata później Marcel uciekł z miasta i włamał się potajemnie do Królestwa Natury gdzie spędził następne 5 lat. Odbył je na medytacji i próbie przetrwania. To tam nauczył się radzić sobie w trudnych warunkach: Wspinać po drzewach, polować, bronic się przed drapieżnikami a także oswajać dzikie zwierzęta. Kiedy wrócił do miasta zmienił się jego charakter i postrzeganie świata. Szybko dołączył do armii gdzie ze względu na nabytą(w królestwie natury) siłę i wytrzymałość szybko awansował. Mianowany kilkukrotnie medalami na jednej z wypraw znalazł fragmenty świętej księgi jakieś religii co po raz kolejny na niego wpłynęło. Porzucił zawód żołnierza i stał się łowcą nagród. Jego ofiarą padali jednak nie tylko przestępcy ale i działający zgodnie z prawem ciemiężyciele. To narobiło mu złej opinii i zmusiło do czasowego ukrywania się.
Zainteresowania: Zoologia i Religioznactwo
Zauroczenie: -
Dziewczyna: -
Orientacja: Heteroseksualny.
Wygląd: Takie jak na zdjęciu.
Inne: Dzień spędza na przemian na modlitwie/medytacji i na treningu. W trening wlicza się także szkolenie swoich ludzi i zwierząt.
Nie dba o wygląd zewnętrzny.
Bada zapomnianą historię świata(przed utworzeniem królestw)
Login: Kosmiczny Kosmita
Zwierzę: Heterometrus - służący do transportu i walki Skorpion. Złapany w Królestwie Natury i przemycony. Szczypce mają zacisk powyżej 4 ton a jad jest przystosowany do zabijania dużych ssaków takich jak słonie. Szybko rozprzestrzenia się w ciele ofiary. Atakuje na komendę.

Lilia Youngervier

0 | Skomentuj
Imię: Lilia
Nazwisko: Youngervier
Rasa: Człowiek
Moce: Zależnie od tego, czy umyje zęby, czy nie, napotkane przez nią osoby spotka szczęśliwy los. 
Wiek: 20 lat
Cytat, motto: -
Pseudonim, ksywka: Lila
Królestwo: Królestwo Światła
Płeć: Kobieta
Charakter: Lilia jest dziewczyną bardzo miłą i wiecznie uśmiechniętą. Chyba każdy kto ją zobaczy, najpierw zauważy jej śnieżnobiałe, lśniące zęby o które dba codziennie rano, w południe i wieczorem. Nie lubi być w towarzystwie, ale to nie oznacza, że jest nudziarą. Wręcz przeciwnie, zawsze jest czymś zajęta. To nieszczęśliwa marzycielka z mnóstwem pomysłów dotyczących natury. Jej największym marzeniem jest dostać się do Królestwa Natury, lecz niestety nigdy tego nie osiągnie. Ale mimo to, wciąż jest uśmiechnięta. Zawsze z chęcią pomoże i wysłucha, jak każdy w Królestwie Światła. Odpowiedzialna, cicha, śmiała. Nie przepada za wygłupami, a także nie żartuje. O wiele bardziej lubi uśmiechy z życzliwości, a nie ze śmiechu. Chociaż czasem wydaje się bardzo dziecinna, to ukrywa to przed innymi. 
Historia: Lilia miała bardzo burzliwą historię związaną z jej rodziną. Cała w większej części należała do Mroku, z tego powodu została wychowana surowo, na każdy gwizdek, ale mimo to, była kochana. Jej rodzice i siostra wkrótce podążyli do Mrocznego Dworu i bezlitośnie zostawili ją pod opieką kuzyna także z Królestwa Światła. Kilka dni po ich ucieczce dowiedziała się, że dołączyli do służby w Mrocznym Dworze i już nigdy nie wyjdą do Świata zewnętrznego.
Zainteresowania: Przyroda, biologia, Królestwo Natury oraz gotowanie.
Zauroczenie: Marcel
Chłopak/Dziewczyna: -
Orientacja: Heteroseksualna.
Wygląd: Blond włosy w kolorze miodowym w świetle słonecznym, dosyć wysoka, szczupła, ma niebieskie oczy, często nosi sukienki (prawie zawsze). 
Inne: Mimo że należy do Królestwa Światła, bardzo jest przywiązana do Natury, gdzie pragnie być. Ma "motylą naturę" i bardzo kocha te stworzenia. 
Inne zdjęcia: 
Login: TheMania45

Michael Black

0 | Skomentuj

Zdjęcie:
Imię: Michael
Nazwisko: Black
Rasa: Wampir
 Moce:
- Może być bardzo charyzmatyczny. Potrafi szybko wywołać uśmiech na twarzach innych osób, rozśmieszyć i zachęcić do pracy
- Czyta w myślach
Wiek: 17 lat
Cytat, motto: ,,Nie osądzaj mnie.  Urodziłem się by być zaj*bisty, a nie idealny. "
Pseudonim, ksywka: Mike
Królestwo: Natury
Płeć: Mężczyzna
Charakter: Michael to na ogół spokojny chłopak. Jest miły, ale nie zależy mu na podlizywaniu się. Jeżeli jesteś osobą fałszywą, nie masz co od niego oczekiwać. Pomaga, jeżeli mu się chce i ktoś go o to poprosi, ale nie jest potulnym barankiem. To typowy luzak, który ma duży dystans do siebie i potrafi się postawić. Według niego każdy kto z nim rozmawia jest na równi z nim i nie będzie żadnego wywyższania się, on tego dopilnuje. Można powiedzieć, że jest lekko zboczonym romantykiem. Umie się wpasować w każde towarzystwo, wszędzie jest mile widziany. Jeżeli jest w otoczeniu chłopaków, zachowuje się jak typowy ,,spoko ziomek", a dziewczyny lubi czasem lekko postraszyć(np. wziąć na ręce i stanąć nad urwiskiem), ale nic poza tym. Często używa sarkazmu i wprost uwielbia się droczyć i onieśmielać. Jest opiekuńczy, ale na tę opiekuńczość z jego strony trzeba sobie zasłużyć. Często odruchowo zaczyna pocieszać. Od czasu do czasu powie coś strasznego lub nietypowego. Nie lubi, gdy ktoś cierpi, szczególnie z jego powodu.  Jak rozmawia z jakąś osobą, a ona zaczyna się zachowywać jak nierozumiejące rzeczywistości małe dziecko, zaczyna być uległy i to bardzo.  Często jest to wykorzystywane przez innych. Potrafi być bezinteresowny i uwielbia pomagać. Co ciekawe, dla dziewczyn jest wyjątkowo miły (na swój sposób). Prawie typowy nastolatek. Czasem wyrozumiały, a czasem zbiera mu się na żarty. Szybko przywiązuje się do różnych osób.  Czyli jaki jest? Miły, ale umie odpyskować, luzak i romantyk.
 Historia: Nie ma zbyt długiej historii. Miał szczęśliwe dzieciństwo, często spotykał się ze swoimi rówieśnikami. Jako dziecko był dość nieusłuchany, typowy bachor, jednak nigdy nie narzucał nikomu swojego zdania. Często śpiewał w samotności. Kilka lat później znalazł sobie dziewczynę, ona była czarująca, on był dla niej wsparciem, ale rozwiedli się. Nigdy nikomu nie mówi kim ona była. W ogóle o tym nie wspomina i nie lubi, gdy ktoś o nią pyta.
Zainteresowania: Śpiew, droczenie się, rozmawianie z innymi, dokuczanie, spędzanie czasu w towarzystwie innych
Zauroczenie: -
Dziewczyna: Fajnie by było, gdyby jakaś miła dziewoja się znalazła
Orientacja: Heteroseksualny na 100%
Wygląd:
Oczy - szare
Włosy - brązowe
Cera - jasna
Wzrost - 196 cm
Inne:
- Ma równego rodzaju kolczyki na twarzy
- Najczęściej ubiera się typowo ,,luzacko"
- Nie pali i nie pije, nikt go do tego nie zmusi(choć zdarzają się drobne wyjątki)
- Bardzo ładnie śpiewa
- Jest bardzo zwinny, szybki i silny
Inne zdjęcia: -
Login: Tajemnicza




Ara:



Moce: Jak jej właściciel, potrafi czytać w myślach. Jeszcze rozmawia jak człowiek.

Od Marshalla CD Dominici

0 | Skomentuj
    Rita została w naszej metalowej willi zwanej przez innych kawalerką, a ja ruszyłem do mojej ulubionej restauracji. Ubrałem nową identyczną koszulę jak wczoraj, identyczne spodnie, takie jak wczoraj i uczesałem się. Spojrzałem w lustro i przejechałem flakonikiem z perfumą po szyi. O tak, jestem gotowy.
   Dałem Ricie jeść, a sam wyleciałem do restauracji. Słońce mocno grzało, a z dosyć dużej wysokości zobaczyłem Królestwo Światła. Takie piękne i wysokie, śnieżnobiałe i... Ogółem no, jak z bajki. Z naszego miasta widać wszystkie Królestwa, a to dzięki atmosferze, która przybliża obraz Królestw. Taki bajer wymyślili naukowcy dla ludzi zagubionych. Królestwa zawsze przyjmują do siebie wszystkich, niezależnie od przyczyny. No oprócz Mroku, który jest ukryty w naszych umysłach.
    Doleciałem do restauracji. Stanąłem przed wielkimi oknami i kogo zauważyłem? Dominicę Rose. Siedziała w kącie, jedząc tosty. No cóż, znowu się spotykamy.
-No witam. - Powiedziałem, lewitując za nią. Nie wiem jakim cudem mogła mnie nie zauważyć, ale ok.
    Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się szeroko. Wskazała dłonią na krzesło i tym samym zaprosiła mnie do wspólnego śniadania.
-Znowu się spotykamy. - Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Usiadłem na krześle dosyć wygodnie, zakładając ramię na oparcie, a jedną stopą opierałem się o siedzenie.
-Smacznego. - Powiedziałem, patrząc na jej jedzenie. Skinęła głową, a po chwili do naszego stolika podeszła kelnerka, u której zamówiłem jabłkowy sok i jabłecznik.
-Jesz jabłecznik na śniadanie? - Zapytała zdezorientowana, patrząc mi głęboko w oczy, gdy tylko kelnerka sobie poszła.
-Tak. Kocham jabłka i w ogóle, wiesz. - Zasyczałem, gdy z sufitu maszyna podała mi szklankę z soczystym soczkiem.
-Zauważyłam. - Zachichotała i zamilkliśmy.
   Trochę niezręcznie mi było, gdy taka cisza nastała. Dominica dokańczała swoje tosty, a ja czekałem cierpliwie na to, aż maszyna poda mi talerz z ciastem. Spojrzałem w okno i zastanawiałem się, co dzisiaj zrobię. Czy może pójdę spać, jak reszta wampirów, czy po prostu zacznę żyć jak człowiek?
-Marshall? - Zapytała po chwili Dominica, budząc mnie z transu.
-Tak?
-Zastanawiam się... Czy palisz się w słońcu?
   To pytanie mnie bardzo rozbawiło, ale stłumiłem śmiech głęboko w sobie. Wyprostowałem się, gdy oczekiwane przeze mnie śniadanie pojawiło się na stole.
-Nie. Wiesz czemu? Bo nie jestem wampirem czystej krwi. Jakaś domieszka genów stworzyła we mnie wampira no i jeszcze Królestwo Natury maczało w tym palce, ale jestem w 51% człowiekiem, a 49% wampirem.
    Zaśmiała się, gdy to powiedziałem, a ja z prędkością światła zjadłem mój jabłecznik. Nie chciałem, żeby czekała, aż w końcu przestanę jeść, bo ona już skończyła.
-A tak ogólnie dzisiaj ponoć Książę Han ma przybyć wraz z Księżną Violettą, idziemy się z nimi zapoznać? - Zapytałem, a Dominica spojrzała na bok zastanawiając się, czy przystać na propozycję.
<Dominica? Brak weny .-.>

Od Dominici CD Marshalla

0 | Skomentuj
– Uch, wybacz, ale muszę wracać do domu, bo ten – wskazałam na mojego psa – ten... ziemniak, więcej nie wytrzyma na dworze. 
 Mów za siebie. 
 –Spoko, rozumiem – powiedział Marshall i lekko się uśmiechnął. 
– No... ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – powiedziałam i przewróciłam się, bo Smile mnie popchnął. 
 Te, cho no do domu, bo jeszcze się zakochasz, czy coś. A wiesz, ja jestem zmęczony i głodny,  chyba nie chcesz, żeby twój kochany piesek się męczył, prawda? 
 Ech... – westchnęłam. – Do zobaczenia! – krzyknęłam, a Smile pociągnął mnie w stronę domu. 
Był to zwykły, trzypiętrowy i przestronny domek jednorodzinny. Przed drzwiami wyciągnęłam coś, co przypominało telefon, a wcale nim nie było. Był to specjalny pilot, dzięki któremu mogłam kontrolować cały dom. Jeden przycisk i brama się otworzyła, a za następnym zapaliły światła. Uwielbiam technologię. Weszłam do środka, a kiedy drzwi się za mną zamknęły, skierowałam się do kuchni. Wyjęłam torbę z psimi chrupkami i wsypałam Smile'owi kilka do miski, żeby mi nie zaczął beczeć i użalać nad swoim losem. Sama wzięłam szybki prysznic i walnęłam się na łóżko. 
***
Następnego dnia, od rana chodziłam po mieście. Po przebudzeniu wyglądałam jak siedem nieszczęść. Szopa na głowie, zgarbiona sylwetka, blada cera i wory pod oczami. Minęła dłuższa chwila, zanim się ogarnęłam i doprowadziłam do stanu ,,teraz możesz się pokazać ludziom".  Och, jak ja tego nienawidzę. Smile został w domu, leń jeden spał, a jako pies powinien mnie obudzić o szóstej, czy coś. Ale trudno, teraz wyszłam, niech sam sobie radzi. Karmę ma w misce, jak będzie chciał zaczerpnąć świeżego powietrza, to sobie wyjdzie do ogrodu. 
Oparłam się o ścianę jakiejś restauracji. Ziewnęłam przeciągle i zawiesiłam wzrok na przechodniach. Po co ja wstawałam tak wcześnie rano? Sama nie wiem. No ale trudno się mówi i coś tam robi dalej.  Będę miała więcej dnia dla siebie. 
Po chwili przez głowę przeszła mi jedna, aczkolwiek bardzo ważna myśl. Śniadanie... dopiero teraz poczułam, jak słabo i pusto się czuję. Pchnęłam drzwi weszłam do środka naprawdę przestronnej restauracji. No proszę, tak jechało nowoczesnością, że szkoda gadać. Usiadłam przy jednym z wolnych stolików i chwyciłam mały tablet, na którym zaczęłam przeglądać listę dań. Trudny wybór. Po jakimś czasie, który wydawał mi się wiecznością, zamówiłam tosty z dżemem i kawę z bitą śmietaną. Niech stracę, utyję, będę gruba, narobię sobie kompleksów i schowam się w kącie ze słoikiem czekolady. O tak. Ta wersja spędzenia reszty życia bardzo mi się podoba. 
Oparłam głowę na dłoni i przypatrywałam się niektórym osobom, które tak samo jak ja się nie wyspały, albo świetnie to ukrywały. Kawa mnie wybudzi, moja jedyna deska ratunku. 
   O, widzę, że znów się spotykamy – usłyszałam głos za sobą. 
   – Ludu, słyszę głosy  starałam się zachować poważny ton głosu. Wiedziałam, że za mną stoi Marshall, powkręcam go trochę. 
   – Dominica?  spytał rozbawiony. 
   Schizofrenia jak nic pokiwałam zrezygnowana głową i się odwróciłam. Cześć, nie chcesz się przysiąść? –zapytałam z lekkim uśmiechem. 
<Marschall? :3>