Rita została w naszej metalowej willi zwanej przez innych kawalerką, a ja ruszyłem do mojej ulubionej restauracji. Ubrałem nową identyczną koszulę jak wczoraj, identyczne spodnie, takie jak wczoraj i uczesałem się. Spojrzałem w lustro i przejechałem flakonikiem z perfumą po szyi. O tak, jestem gotowy.
Dałem Ricie jeść, a sam wyleciałem do restauracji. Słońce mocno grzało, a z dosyć dużej wysokości zobaczyłem Królestwo Światła. Takie piękne i wysokie, śnieżnobiałe i... Ogółem no, jak z bajki. Z naszego miasta widać wszystkie Królestwa, a to dzięki atmosferze, która przybliża obraz Królestw. Taki bajer wymyślili naukowcy dla ludzi zagubionych. Królestwa zawsze przyjmują do siebie wszystkich, niezależnie od przyczyny. No oprócz Mroku, który jest ukryty w naszych umysłach.
Doleciałem do restauracji. Stanąłem przed wielkimi oknami i kogo zauważyłem? Dominicę Rose. Siedziała w kącie, jedząc tosty. No cóż, znowu się spotykamy.
-No witam. - Powiedziałem, lewitując za nią. Nie wiem jakim cudem mogła mnie nie zauważyć, ale ok.
Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się szeroko. Wskazała dłonią na krzesło i tym samym zaprosiła mnie do wspólnego śniadania.
-Znowu się spotykamy. - Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Usiadłem na krześle dosyć wygodnie, zakładając ramię na oparcie, a jedną stopą opierałem się o siedzenie.
-Smacznego. - Powiedziałem, patrząc na jej jedzenie. Skinęła głową, a po chwili do naszego stolika podeszła kelnerka, u której zamówiłem jabłkowy sok i jabłecznik.
-Jesz jabłecznik na śniadanie? - Zapytała zdezorientowana, patrząc mi głęboko w oczy, gdy tylko kelnerka sobie poszła.
-Tak. Kocham jabłka i w ogóle, wiesz. - Zasyczałem, gdy z sufitu maszyna podała mi szklankę z soczystym soczkiem.
-Zauważyłam. - Zachichotała i zamilkliśmy.
Trochę niezręcznie mi było, gdy taka cisza nastała. Dominica dokańczała swoje tosty, a ja czekałem cierpliwie na to, aż maszyna poda mi talerz z ciastem. Spojrzałem w okno i zastanawiałem się, co dzisiaj zrobię. Czy może pójdę spać, jak reszta wampirów, czy po prostu zacznę żyć jak człowiek?
-Marshall? - Zapytała po chwili Dominica, budząc mnie z transu.
-Tak?
-Zastanawiam się... Czy palisz się w słońcu?
To pytanie mnie bardzo rozbawiło, ale stłumiłem śmiech głęboko w sobie. Wyprostowałem się, gdy oczekiwane przeze mnie śniadanie pojawiło się na stole.
-Nie. Wiesz czemu? Bo nie jestem wampirem czystej krwi. Jakaś domieszka genów stworzyła we mnie wampira no i jeszcze Królestwo Natury maczało w tym palce, ale jestem w 51% człowiekiem, a 49% wampirem.
Zaśmiała się, gdy to powiedziałem, a ja z prędkością światła zjadłem mój jabłecznik. Nie chciałem, żeby czekała, aż w końcu przestanę jeść, bo ona już skończyła.
-A tak ogólnie dzisiaj ponoć Książę Han ma przybyć wraz z Księżną Violettą, idziemy się z nimi zapoznać? - Zapytałem, a Dominica spojrzała na bok zastanawiając się, czy przystać na propozycję.
<Dominica? Brak weny .-.>